Co ja mam z tą moją córką, że tak naprawdę nigdy nie mogłyśmy się ze sobą dogadać? Zawsze byłyśmy jak pies z kotem, obie uparte i nie chcące ustąpić. A teraz, kiedy Agnieszka jest już dorosłą kobietą, to właściwie ledwo ze sobą rozmawiamy!
Zaczęło się chyba zaraz po jej narodzinach. Pamiętam, jak przyniosłam ją ze szpitala do domu i nie wiedzieliśmy z Jankiem, jej ojcem, co robić. Nie chciała nigdy spać, ciągle płakała, a my z moim mężem nie mieliśmy zielonego pojęcia, jak uspokoić tę małą istotkę. Telefony do moich rodziców, do rodziców Janka, nawet do naszych sąsiadek z długoletnim doświadczeniem w wychowywaniu dzieci. Nic nie pomagało.
Potem było tylko gorzej – w przedszkolu nauczycielki skarżyły się, że Agnieszka jest bardzo uparta i nie słucha poleceń. W szkole podstawowej to samo – coraz więcej uwag, że źle się zachowuje, nie odrabia prac domowych, nie słucha nauczycieli. A do mnie to wszystko nie przemawiało!
-Mamo, Agnieszka znowu zrobiła to i to…
-słyszałam już od pierwszej klasy. Nawet nie pamiętam, ile razy byłam wzywana do dyrektora szkoły. Z Jankiem próbowaliśmy na nią krzyczeć, karać zakazami i szlabanem w pokoju. Nic nie pomagało, ta dziewczyna miała po prostu zbyt wiele energii.
W liceum to już była jakaś masakra – ciągłe wagary, nieodrobione lekcje, łażenie po nocach na imprezy. Uczyła się dobrze, miała świetne wyniki w nauce, ale pod względem wychowawczym był z nią prawdziwy kłopot. I znowu telefony ze szkół, spotkania z wychowawcami i pedagogami. Czasami Agnieszka zachowywała się po prostu jak typowa buntowniczka.
Myślałam, że po skończeniu liceum wszystko się unormuje. Ale nie, moja córka poszła na studia i dalej robiła swoje. Ciągłe imprezy ze znajomymi, brak zainteresowania nauką, życie na bakier. Nie dało się z nią wytrzymać. W któryś weekend zadzwoniła do mnie w środku nocy, żebym po nią przyjechała, bo napiła się na jakiejś imprezie i nie może trafić do akademika. Po raz kolejny znalazłam się w trudnej sytuacji.
Po skończeniu studiów Agnieszka wyprowadziła się z domu. Oddech ulgi, pomyślałam. Ale niestety, nasza zła relacja utrzymywała się dalej. Agnieszka zawsze zachowywała się przy mnie, jakby coś do mnie miała. Ja starałam się być miłą, zapraszałam ją na obiady, na wspólne wyjścia, ale ona albo nie przychodziła, albo siedziała naburmuszona i prawie się nie odzywała.
Teraz moja córka ma 28 lat, pracuje, związała się na stałe ze swoim chłopakiem. Ale nadal mnie jakoś unika, niechętnie odwiedza, na moje propozycje wyjść coś razem najczęściej reaguje wymówkami. Nie wiem, co się stało, że nasza relacja się tak popsuła. Może to zapowiedź, że niedługo zostanę samotną staruszką? Mój mąż Janek też już się z tym chyba pogodził i mówi, że po prostu jest już za późno, by to wszystko naprawić.
Ostatnio znalazłam sobie nową odtrutkę na stres związany z naszymi rodzinnymi relacjami. Dołączyłam bowiem do facebookowej grupy „matki samotne, choć mają rodziny”, gdzie się wyżalam i wspieram nawzajem z innymi kobietami w podobnej sytuacji. Dziewczyny stamtąd to jedyne, które mnie rozumieją!
Same zobaczcie – jak ostatnio napisałam na grupie post o tym, że znowu zadzwoniłam do Agnieszki i zaproponowałam wspólne wyjście do kina, a ona się wykręciła, że ma akurat dyżur w pracy, to jedna z koleżanek odpisała:
Agnieszka pewnie po prostu nie jest jeszcze gotowa, by naprawić waszą relację. Daj jej czas, a jeśli się nie uda, to przynajmniej będziesz miała świadomość, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś. W międzyczasie zadbaj o siebie, spotkaj się ze mną i innymi dziewczynami na wino!
I widzicie, w tych prostych słowach jest mądrość. Bo moja córka Agnieszka najwyraźniej nie jest gotowa, by się do mnie przybliżyć i naprawić naszą trudną relację. Ale ja się nie poddam, bo przecież to moje dziecko! Choć czasami nawet najlepsza matka jest bezradna wobec decyzji jej dziecka.
Mirka z Wrocławia
Zobacz także: