Kiedy po ślubie przeprowadziliśmy się z mężem do jego rodzinnego miasta, wydawało mi się to dobrym pomysłem. Bliskość teściowej zawsze trochę mnie onieśmielała, ale liczyłam, że gdy zamieszkamy razem, lepiej się poznamy i zaprzyjaźnimy. Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna niż moje marzenia.
Pani Zofia od pierwszego dnia zaczęła wtykać nos w najdrobniejsze szczegóły naszego życia. Gdzie idę, z kim się spotykam, o której wracam do domu – musiała o wszystkim wiedzieć. Nie miałam nawet chwili prywatności we własnym mieszkaniu!
Kiedy rano schodziłam do kuchni na śniadanie, pani Zofia już czekała przy stole, by rozpocząć przesłuchanie.
-No Aniu, jakie masz plany na dziś? – zagajała konwersacyjnym tonem.
Starałam się odpowiadać możliwie ogólnikowo, ale ona zawsze drążyła temat.
-Idziesz do biura, tak? A z kim będziesz jeść obiad? Może zaprosisz kogoś do domu na kolację?
Zbywałam ją uprzejmym uśmiechem, ale w duchu gotowałam się ze złości. Przecież jestem dorosłą kobietą i nie muszę spowiadać się teściowej ze swoich planów!
Gdy szykowałam się do wyjścia, pani Zofia zawsze musiała skomentować mój strój.
-Ooo, jaka ładna sukienka! Gdzie ją kupiłaś, na jaką okazję?
Albo:
-Widzę, że nosisz tę torebkę, którą dostałaś od mamy. Dokąd się wybierasz taka elegancka?
Czasami miałam ochotę napluć jej w twarz, że to nie jej interes. Ale jakoś się powstrzymywałam.
A gdy tylko wychodziłam z mieszkania, pani Zofia podkradała się do okna, żeby śledzić, którędy idę. Było to tak absurdalne, że aż śmieszne. Gdyby chciała, mogłaby mnie śledzić krok w krok!
Oczywiście po powrocie do domu czekało mnie przesłuchanie, gdzie byłam i co robiłam. Z początku grzecznie odpowiadałam, licząc że w końcu się znudzi i da mi spokój. Ale jej dociekliwość nie miała granic.
Pewnego razu, gdy wróciłam z zakupów, z miejsca zażądała wyjaśnień:
-Byłaś w galerii handlowej? Co kupowałaś takiego? Widzę nową bluzkę w twojej torbie!
To była kropla, która przelała czarę. Stanowczo powiedziałam jej, że ma przestać wtrącać się w moje sprawy.
Ku mojemu zdziwieniu, pani Zofia poczerwieniała ze złości.
-Jak śmiesz się do mnie tak odzywać! To moje mieszkanie i mam prawo wiedzieć, co się dzieje! Kontroluję cię dla twojego dobra!
A więc jednak o kontrolę jej chodziło? Zrozumiałam, że delikatne prośby tu nie wystarczą. Postanowiłam raz na zawsze wyznaczyć stanowcze granice.
-To również mój dom i mam prawo do prywatności – powiedziałam twardo. – Nie będę już zdawać pani sprawy z każdego swojego kroku. Proszę się do tego dostosować.
Oczywiście pani Zofia nie dawała za wygraną. Obraziła się na tydzień, potem znów zaczęła swoje dociekania, tyle że bardziej subtelne. Rzucała zaczepne uwagi typu:
-Słyszałam od sąsiadki, że ktoś do ciebie dzwonił? Kto to był?
Albo:
-Mąż wspominał, że spotykasz się czasem z jakąś koleżanką. Z kim konkretnie?
Za każdym razem gasiłam ją krótką odpowiedzią: „To moja prywatna sprawa”.
W końcu trochę odpuściła, widząc że nie daję się sprowokować. Ale wciąż czułam na sobie jej czujne spojrzenie. Nie ufała mi i chciała mieć wszystko pod kontrolą.
Postanowiłam nie zwierzać się mężowi z naszych konfliktów. Bagatelizował moje skargi na dociekliwość matki, mówiąc że „po prostu się troszczy”. Nie chciał stawać po mojej stronie, żeby nie stracić dobrych relacji z mamą.
W końcu nie wytrzymałam. Oświadczyłam mężowi, że albo stanie w mojej obronie, albo się rozwodzę. To poskutkowało. Powiedział teściowej, żeby dała mi więcej przestrzeni, bo inaczej się wyprowadzę.
Coś w końcu dotarło do pani Zofii. Zrozumiała chyba, że posunęła się za daleko. Nadal była wścibska i lubiła kontrolować, ale przestała mnie tak otwarcie przesłuchiwać.
Na przykład rano mówiła tylko:
-Wstałaś wcześniej niż zwykle, coś się stało?
Zamiast:
-Dokąd się wybierasz o siódmej rano?!
Albo wieczorem rzucała luźno:
-Widzę, że jesteś zmęczona. Ciężki dzień w pracy?
Zamiast:
-Gdzie ty się szlajasz całymi dniami?!
Była to wprawdzie niewielka poprawa, ale zawsze coś. Zrozumiała w końcu, że nie jestem bezwolną lalką, którą może bezkarnie kontrolować.
Nie udało mi się wprawdzie zaprzyjaźnić z teściową tak, jak planowałam. Ale nauczyłam się stawiać jej granice i nie dzielić każdego szczegółu swojego życia. Czasami oczywiście wciąż próbowała mnie podpytywać albo śledzić, ale szybko gasiłam te zapędy.
Wiem, że ona chciała jak najlepiej i po prostu bała się, że jej syn popełnił błąd, żeniąc się ze mną. Ale swoją nadopiekuńczością i kontrolą tylko pogarszała nasze relacje. Dopiero stanowcza postawa z mojej strony pozwoliła wyznaczyć zdrowe granice.
Dzięki temu nasze wspólne mieszkanie z teściową stało się całkiem znośne. Wciąż muszę uważać na to, co przy niej mówię i robię. Ale przynajmniej odzyskałam choć część prywatności. A pani Zofia nauczyła się nieco taktu i dyskrecji w obchodzeniu się ze mną. I za to jestem jej wdzięczna.
Nadesłała pani Ola z Katowic
Zobacz także: