Wyszłam za męża w wieku 25 lat. Byłam zakochana i szczęśliwa, że znalazłam swoją drugą połówkę. Niestety, sielanka nie trwała długo. Gdy tylko wróciliśmy z miesiąca miodowego, mąż ogłosił, że on pracuje i zarabia, a sprzątanie to „babska robota”. No i się zaczęło…Przez pierwsze pół roku próbowałam go delikatnie zachęcać do pomocy. Bezskutecznie. W końcu postanowiłam zastosować radykalne środki. Pewnego dnia, gdy mąż wrócił z pracy, przywitał go zapach spalenizny.
-Co się stało?! – krzyknął, wbiegając do kuchni.
-Ups, przypalony obiad – odparłam niewinnie. – Wiesz, trochę się zapomniałam przy odkurzaniu.
Mąż zacisnął zęby, ale nic nie powiedział. Tego wieczoru zamówił pizzę. Myślałam, że się złamie, ale nie doceniałam jego uporu.Kilka dni później „przypadkowo” wylałam na podłogę pół litra soku pomarańczowego. Rozlał się na cały salon, a ja z udawanym przerażeniem pisnęłam:
-Ojej, jaki ze mnie niezdara! Wiesz co, kochanie? Muszę lecieć do fryzjera, bo się spóźnię. Ty sobie poradzisz z tym bałaganem, prawda? Pa!
I wyszłam, zostawiając osłupiałego męża samego.Po powrocie zastałam lśniącą czystością podłogę. Mąż nawet nie raczył się odezwać. Coraz bardziej mnie to irytowało. Postanowiłam więc sięgnąć po ostateczny argument.Pewnego wieczoru, gdy mąż oglądał mecz, nagle zgasło światło.
-Co jest?! – wrzasnął zdenerwowany. – Dlaczego nie ma prądu?!
-Ach, zapomniałam zapłacić rachunek za prąd – westchnęłam niewinnie. – Ale spokojnie, poradzimy sobie bez telewizora. Może przy świecach pogramy w karty albo monopoly?
Mąż zbladł ze złości. Wstał, narzucił kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami. Wrócił po dwóch godzinach z dowodem wpłaty za prąd. Od tamtej pory zaczął regularnie pomagać w domu.
Oczywiście na tym się nie skończyło. Gdy tylko dostrzegłam, że znów zaczyna się obijać i lenić przy domowych obowiązkach, sięgnęłam po kolejny wybieg.Pewnego razu, gdy mąż szykował się do wyjścia do pracy, oznajmiłam, że idę do fryzjera. W rzeczywistości jednak zostałam w domu i ukryłam się w sypialni. Gdy mąż wyszedł, włożyłam fartuch, związałam włosy i zabrałam się za sprzątanie.Kilka godzin później, gdy wrócił do domu, przywitał go widok lśniących podłóg, błyszczących szyb i pachnącej świeżości. Ja siedziałam sobie wygodnie na kanapie z książką w ręku.
-Jakim cudem… Skąd ty to zrobiłaś?! – wykrztusił zdumiony.
-No jak to skąd? Wzięłam sprzątaczkę – odparłam z udawaną nonszalancją.
-Sprzątaczkę? Zwariowałaś?! Przecież nas nie stać!
Udało mi się utrzymać kamienną twarz.
-No cóż, musiałam sobie kogoś wynająć. Nie dam już rady sama ogarniać tego całego domu.
Mąż zbladł jeszcze bardziej. Widziałam, jak w myślach liczy nasze domowe wydatki.
-Dobrze, rozumiem – wybąkał w końcu. – Postaram się… eee… bardziej ci pomagać. Żebyś… yyy… nie musiała płacić obcej osobie.
Uśmiechnęłam się triumfalnie. Wiedziałam, że to zadziała! Od tamtej pory mąż zaczął regularnie zmywać naczynia, wynosić śmieci i odkurzać mieszkanie. Cóż, trochę kosztowało mnie to zachodu, ale w końcu zrobiłam z niego prawdziwego pantoflarza!
Nadesłała Pani Agnieszka z Krakowa
Zobacz także: