Stałam na przystanku autobusowym i nerwowo spoglądałam na zegarek. Autobus spóźniał się już 10 minut. Nagle zauważyłam zbliżający się samochód. Zatrzymał się tuż obok mnie. W środku siedział przystojny, siwy mężczyzna po sześćdziesiątce.
– Widzę, że czeka pani na autobus. Mogę podwieźć, jadę w tym samym kierunku – zaproponował z uśmiechem.
Zawahałam się przez chwilę, ale w końcu wsiadłam do samochodu. W drodze prowadziliśmy przyjemną rozmowę. Okazało się, że mężczyzna nazywa się Jan i jest architektem. Był niezwykle interesującym rozmówcą – dużo podróżował i miał ciekawe życiowe doświadczenia.
Randka w ciemno
Gdy dojechaliśmy na miejsce, Jan zaproponował, że zabierze mnie na kolację, żeby podziękować za miłe towarzystwo. Byłam zaskoczona, ale przystałam na propozycję. Poszliśmy do eleganckiej restauracji. Przy świecach prowadziliśmy długie, pogłębione rozmowy. Czułam, że łączy nas wyjątkowa więź. Mimo różnicy wieku dogadywaliśmy się świetnie.
Niestety, randka musiała się skończyć. Jan odwiózł mnie do domu i poprosił o numer telefonu. Od tego wieczoru zaczęliśmy się regularnie spotykać.
Nieoczekiwany zwrot akcji
Randkowaliśmy już od kilku miesięcy. Byłam pewna, że to mężczyzna moich marzeń. Pewnego razu Jan zaprosił mnie do swojego mieszkania na kolację. Kiedy do niego przyszłam, zastałam puste, pozbawione mebli wnętrze.
– Co się dzieje? Gdzie są twoje rzeczy? – spytałam zdezorientowana.
Jan spuścił wzrok, wyraźnie zakłopotany.
– Muszę ci wyznać prawdę. Nie jestem architektem. Straciłem pracę i mieszkanie kilka miesięcy temu. Udawałem, bo bałem się, że mnie zostawisz…
Byłam w szoku. Czułam się oszukana i zawiedziona. Jak mogłam dać się tak nabrać? Ale z drugiej strony wciąż kochałam Jana. Postanowiłam mu pomóc. Razem poszukaliśmy dla niego nowego mieszkania, a także pracy.
Nowy początek
Mijały miesiące. Jan powoli wracał do równowagi. Znalazł pracę w biurze architektonicznym, a nasz związek nabierał coraz bardziej poważnego charakteru. W końcu Jan oświadczył mi się, a ja bez wahania powiedziałam „tak”!
Ślub wzięliśmy skromny, w gronie najbliższej rodziny. Rodzice i znajomi patrzyli na nas z politowaniem. „Jak możesz wychodzić za takiego starucha” – słyszałam często. Ale dla mnie to nie miało znaczenia. Kochałam Jana i wiedziałam, że on kocha mnie. Razem stawialiśmy czoła wszystkim przeciwnościom losu.
Nasze małżeństwo okazało się bardzo udane. Jan był cudownym, troskliwym mężem. Choć minęło już kilka lat, wciąż jesteśmy szczęśliwi i zakochani jak w pierwszych dniach. A przykład naszej miłości udowadnia, że wiek to tylko liczba.
Nadesłała Nadia z Opola.
Zobacz także: