Wyszłam za mąż za Adama trzy lata temu. Od samego początku wiedziałam, że jest osobą nerwową i porywczą, ale myślałam, że z czasem się uspokoi. Niestety, z każdym rokiem jest coraz gorzej.
Adam wybucha z byle powodu. Gdy przypalę obiad albo spóźnię się z jego ulubionym daniem, zaczyna krzyczeć w niebogłosy. Raz nawet rzucił talerzem o ścianę, bo zupa była za słona. Próbowałam z nim rozmawiać, ale on tylko machnął ręką i wyszedł trzaskając drzwiami.
Innym razem posprzeczaliśmy się o to, czy włączyć ogrzewanie, czy jeszcze poczekać. Adam uparł się, że dom jest zimny, ja uważałam inaczej. Niestety, moje zdanie rozjuszyło go tak bardzo, że zaczął na mnie wrzeszczeć. Bałam się, że mnie uderzy. Na szczęście w porę się opanował.
Najgorsze są jego humory po pracy. Wraca zmęczony i zdenerwowany. Wystarczy, że powiem coś nie tak albo poproszę o pomoc w domu, a zaczyna się awantura. Czasem rzuca w kąt laptopa albo kopie leżące krzesło. Kilka razy musiałam uspokajać zapłakanego synka, który bał się taty.
Ostatnio Adam dostał szlaban na oglądanie meczów, bo za każdym razem kończyło się to wrzaskami i przekleństwami. Gdy jego ulubiona drużyna przegrywała, rzucał pilotem o telewizor i kopał kanapę. W końcu zabroniłam mu oglądać mecze w domu.
Niestety, na nic zdają się moje prośby, aby panował nad sobą. Obiecuje poprawę, przeprasza, a po tygodniu znów wybucha. Nie wiem, co robić. Może faktycznie powinnam dać mu ultimatum? Albo iść z synkiem do mamy? Tak dłużej być nie może. Adam musi zrozumieć, że jego zachowanie rani całą rodzinę.
Próbowałam go zrozumieć, ale to nic nie dało
Początkowo starałam się wybaczać Adamowi te napady złości. Wmawiałam sobie, że to przez stres w pracy albo zmęczenie. Usprawiedliwiałam go, że ma ciężki charakter i trudne dzieciństwo. Myślałam, że moja cierpliwość i wyrozumiałość z czasem zmiękczą jego serce.
Niestety, tak się nie stało. Im więcej mu ustępowałam, tym bardziej się rozbestwiał. Coraz częściej dawał upust złości, nawet z byle powodu. Gdy przypalę obiad albo spóźnię się 10 minut z jego ulubionym daniem, zaczyna drzeć się wniebogłosy.
Kilka razy próbowałam delikatnie zasugerować, żeby poszedł do psychologa. Za każdym razem reagował agresją i obrażał się na tydzień. Twierdzi, że nie ma żadnego problemu i to ja jestem przewrażliwiona.
Ostatnio, gdy wróciłam z zakupów, zastałam w salonie rozbitą lampę i poprzewracane krzesła. Okazało się, że Adam dostał SMS-a od szefa i wpadł w szał. Rzucał meblami po całym domu, wyżywając złość. Bałam się wejść do środka, więc stałam przed domem, zastanawiając się, co robić.
Tego było dla mnie za wiele. Muszę pomyśleć o sobie i dziecku. Nie mogę pozwolić, żeby mój syn wychowywał się w domu pełnym wrzasków i agresji. Postanowiłam, że jak Adam jeszcze raz straci panowanie nad sobą, wyprowadzę się z synkiem do mamy. Mam nadzieję, że to będzie dla niego sygnał, iż musi się leczyć. Inaczej nasz związek nie przetrwa.
Koniec cierpliwości
Długo znosiłam humory i wybuchy złości Adama. Wmawiałam sobie, że to chwilowe i z czasem mu przejdzie. Niestety, nic takiego się nie stało.
Wczoraj Adam znów wrócił z pracy w paskudnym nastroju. Jak zwykle, nic nie szło po jego myśli. Najpierw zirytował go zimny obiad, potem dzieci hałasujące w pokoju. Zaczął na nie wrzeszczeć, aż zapłakali ze strachu.
Gdy poprosiłam, żeby przestał, bo ich przestraszył, zwrócił swoją złość na mnie. Darł się wniebogłosy, że zawsze staję po ich stronie i nigdy go nie wspieram. Trzasnął drzwiami od sypialni tak mocno, że o mało nie wypadły z zawiasów.
Leżałam całą noc bezsennie, zastanawiając się, co robić. Nie mogę już dłużej znosić tych humorków i wybuchów furii. On się nie zmieni, więc muszę zadbać o siebie i dzieci.
Rano spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam z dziećmi do mamy. Zostawiłam Adamowi kartkę, że wracamy, jak pójdzie do psychologa i nauczy się panować nad złością. Do tego czasu mieszkamy u moich rodziców. Mam nadzieję, że wreszcie zrozumie, iż tak dalej być nie może.
Nadesłane przez czytelniczkę, panią Joannę z Poznania
Zobacz także: