Kiedy Karol poszedł do liceum, wydawał się bardzo zadowolony. W końcu zaczynał „dorosłe” życie ucznia, z dala od „dziecinnych” gimnazjalistów. Miał też szczęście trafić do klasy z naprawdę fajnymi ludźmi. Wszystko zapowiadało, że będą to wspaniałe cztery lata.
Niestety, już po kilku miesiącach Karol zaczął się zmieniać. Coraz częściej narzekał, że jest zmęczony, że nauczyciele go gnębią. Zaczął się spóźniać na lekcje lub całkiem ich unikać. Gdy pytałam, co się dzieje, machał ręką, że wszystko w porządku.
Martwiłam się, ale tłumaczyłam sobie, że to tylko bunt nastolatka. Faza, która minie. Jednak z czasem sytuacja się pogarszała. Karol coraz częściej zostawał w domu zamiast iść do szkoły. Gdy próbowałam go zmobilizować, był rozdrażniony i obrażony.
-Daj mi święty spokój! Nienawidzę tej cholernej szkoły! – krzyczał i trzaskał drzwiami.
Bałam się naciskać, żeby nie pogorszyć sprawy. Czekałam, aż sam zreflektuje się i wróci do systematycznej nauki. Ale z każdym tygodniem sytuacja robiła się poważniejsza.
W końcu wezwano mnie do dyrektora, gdzie przedstawiono mi fatalną absencję Karola. Okazało się, że opuszczał ponad połowę zajęć. Jego oceny również dramatycznie spadły. Nie miałam pojęcia, że aż tak źle z nim jest.
Dyrektor był bardzo stanowczy – albo znajdziemy rozwiązanie, albo będzie musiał skreślić Karola z listy uczniów. Byłam przerażona. Gdzie popełniłam błąd jako matka? Dlaczego mój syn tak bardzo się buntuje?
Po powrocie do domu spróbowałam delikatnie porozmawiać z Karolem. Zbył mnie krótko, że szkoła jest do bani i nic go tam nie obchodzi. Gdy naciskałam bardziej, wybuchł gniewem. Pierwszy raz podniósł na mnie głos, wyzywając od złych, nadopiekuńczych matek.
Zrozumiałam, że sama sobie nie poradzę. Karol potrzebował pomocy specjalisty, zanim jego bunt przerodzi się w patologię. Umówiłam więc wizytę u psycholog szkolnego. Choć Karol początkowo protestował, ostatecznie zgodził się pójść „tylko po to, żeby mnie zadowolić”.
Podczas pierwszych sesji nastolatek był bardzo oporny i milczący. Ale psycholog stopniowo zdobył jego zaufanie. Okazało się, że przyczyną buntu Karola były problemy z nauczycielem matematyki. Czuł się przez niego gnębiony, wyśmiewany przed klasą. Wstydził się tego i uciekał z lekcji, by uniknąć upokorzenia.
Gdy tylko zrozumiałam źródło problemu, od razu interweniowałam w szkole. Nauczyciel dostał upomnienie, a Karol przeniesiony został do równoległej klasy. Ku naszej uldze, poskutkowało. Chłopak znów zaczął regularnie chodzić na zajęcia i nadrabiać zaległości.
Wiedziałam jednak, że muszę nadal okazywać mu wsparcie. Rozmawialiśmy otwarcie o jego uczuciach, marzeniach i próbowałam wczuć się w jego położenie. Chwaliłam nawet za najdrobniejsze postępy w nauce, by podbudować samoocenę.
Na szczęście w nowej klasie Karol rozwinął skrzydła. Zaprzyjaźnił się z fajnymi ludźmi, z którymi zaczął się uczyć po szkole. Wkrótce jego oceny poprawiły się tak bardzo, że dyrektor osobiście go pochwalił. Karol wrócił do dawnej pasji – rysowania i zaczął marzyć o architekturze.
Patrząc na jego uśmiechniętą buzię, gdy idzie rano do szkoły, trudno uwierzyć jak bardzo się zmienił. Jeszcze pół roku temu wyzywał mnie i całymi dniami bujał w obłokach. Teraz znów jest pogodnym, ambitnym nastolatkiem pełnym planów.
Cieszę się, że nie poddałam się, gdy przechodził trudne chwile. Dzięki wsparciu i zrozumieniu udało nam się przejść przez buntowniczy okres. Teraz wiem, jak ważne jest okazywanie dziecku bezwarunkowej miłości – nawet jeśli wpada w tarapaty lub buntuje się.
Nasza więź wyszła z tego kryzysu jeszcze mocniejsza. Karol wie, że zawsze może na mnie liczyć i porozmawiać otwarcie. Ja zaś jestem dumna, że pomogłam mu odnaleźć radość z nauki i rozwinąć skrzydła. Czuję, że rozumiemy się teraz znacznie lepiej niż przed buntem.
Ten trudny okres nauczył mnie, by nigdy nie tracić cierpliwości i nadziei. Każde dziecko ma gorsze chwile, ale przy wsparciu najbliższych może je przezwyciężyć. Dziś patrzę z ufnością w przyszłość. Wiem już, że nie ma sytuacji bez wyjścia, jeśli tylko się nie poddajemy. I że zawsze najważniejsza jest miłość – nawet jeśli przychodzi wbrew rozsądkowi.
Nadesłała Pani Agnieszka z Tychów
Zobacz także: