Leżałam na szpitalnym łóżku, a wokół mnie krzątali się lekarze i pielęgniarki. Pamiętam jak przez mgłę, że mówili coś o zatrzymaniu akcji serca. Nagle poczułam się bardzo senna, a świat wokół zaczął gasnąć.
Obudził mnie głośny pisk aparatury medycznej. Usłyszałam krzyki: „Tracimy ją!”, „Przygotować defibrylator!”. Poczułam ukłucie w ramię i znów zapadłam w ciemność.
Nie wiem jak długo dryfowałam w tej pustce. Wydawało się, że minęły godziny, choć tak naprawdę mogły to być zaledwie sekundy. Czas stracił dla mnie znaczenie. Nagle z oddali zobaczyłam jasne światło, do którego zbliżałam się coraz szybciej. Im bardziej się zbliżałam, tym jaśniejsze i cieplejsze się stawało. Czułam spokój i bezpieczeństwo. W pewnym momencie stanęłam na skraju ogromnej przepaści, a po drugiej stronie dostrzegłam rajską łąkę, na której bawiły się dzieci. Wydawały się takie szczęśliwe i beztroskie. Zazdrościłam im tej niewinności. Usłyszałam czyjś głos: „Jeszcze nie twój czas. Wróć!”. Brzmiał ciepło i kojąco, choć stanowczo.
Ocknęłam się gwałtownie, łapiąc powietrze. Wokół mnie wciąż krzątali się lekarze. Jeden z nich powiedział: „Udało się! Mamy powrót akcji serca”. Westchnęłam z ulgą, czując jak moje serce bije mocno w piersi. Byłam wdzięczna personelowi medycznemu, że uratowali mi życie.
Wtedy do sali wpadł mężczyzna w średnim wieku. Wydawał się znajomy, ale nie potrafiłam skojarzyć skąd go znam.
„Gdzie moja córka?! Co się z nią dzieje?!”
Wyglądał na zrozpaczonego i zdezorientowanego. Pielęgniarka próbowała go wyprowadzić na korytarz, uspokajając, że ze mną wszystko w porządku.
Zdziwiona spytałam lekarza: „Kim jest ten człowiek? Dlaczego mówi, że jestem jego córką?”. Lekarz spuścił wzrok, po czym odparł: „Obawiam się, że muszę panią o coś zapytać. Jak się pani nazywa?”. „No jak to? Przecież jestem Marianna Gozyla” – odpowiedziałam zirytowana. Byłam pewna swojej tożsamości, nie rozumiałam o co chodzi.
Wtedy do sali weszła kobieta, także lekarz i powiedziała: „Nie, to niemożliwe. Przecież Marianna Gozyla to ja! Kim pani jest?!”. Zamarłam, nie rozumiejąc co się dzieje. Poczułam się nagle bardzo niepewnie, zagubiona w tym chaosie.
Lekarz delikatnie położył mi dłoń na ramieniu.
„Obawiam się, że źle panią zrozumieliśmy. Kim pani naprawdę jest? I co pani tu robi?”.
Jego głos brzmiał łagodnie, ale wyczuwałam niepokój. Nie potrafiłam udzielić odpowiedzi, bo sama nie wiedziałam kim jestem.
Zaczęłam panikować. Nie pamiętałam nic ze swojego życia, nawet własnego imienia. Rozejrzałam się po twarzach zebranych osób, licząc, że coś mi się przypomni. Byli dla mnie kompletnie obcy. Czułam się nagle bardzo samotna. Wtedy mój wzrok padł na notes leżący na szafce. Sięgnęłam po niego drżącą ręką i przeczytałam podpis na okładce: „Własność: Amelia Nowak”.
Spojrzałam na lekarza i wydukałam: „Nazywam się… Amelia Nowak… Ale nic więcej nie pamiętam”. Nawet to imię nic mi nie mówiło, ale skoro tak było napisane, to pewnie tak miałam na imię.
Wtedy odezwał się mężczyzna, który wcześniej twierdził, że jestem jego córką.
„Amelia Nowak zaginęła bez wieści 5 lat temu. Policja umorzyła poszukiwania, podejrzewając morderstwo… Czy to możliwe…? Czy to naprawdę Ty?!”.
Patrzyłam na niego oszołomiona. Kim byłam? Dlaczego nic nie pamiętałam? I dlaczego ten mężczyzna twierdził, że jestem jego zaginioną córką? To wszystko brzmiało jak scenariusz z filmu. Nie mogłam w to uwierzyć, wydawało mi się to zbyt nierealne.
Lekarz zarządził przeprowadzenie dodatkowych badań, aby potwierdzić moją tożsamość. Pobrano ode mnie krew do badania DNA. Miałam nadzieję, że wyniki dadzą jakieś odpowiedzi.
Tymczasem mężczyzna, który podawał się za mojego ojca, nie odstępował mnie ani na krok. Opowiadał mi o moim domniemanym dzieciństwie, pokazywał zdjęcia. Im więcej słuchałam, tym bardziej zastanawiałam się, czy to możliwe, że faktycznie jestem tą zaginioną dziewczyną.
W końcu przyszły wyniki badań DNA. Potwierdziły, że mężczyzna jest moim biologicznym ojcem. Poczułam ulgę, że w końcu poznałam swoją tożsamość, ale jednocześnie jeszcze większe zagubienie. Skoro byłam zaginiona przez 5 lat, to co się ze mną działo przez ten czas? Dlaczego nic nie pamiętałam?
Lekarze orzekli, że prawdopodobnie cierpię na rzadką formę amnezji, spowodowaną urazem psychicznym. Być może przeżyłam coś traumatycznego, co sprawiło, że mój umysł wyparł wszystkie wspomnienia. Zalecono mi terapię u psychologa, aby pomóc mi je odzyskać.
Tymczasem mój ojciec zabrał mnie do domu. Próbowałam oswoić się z myślą, że to jest miejsce, w którym dorastałam. Rozglądałam się po pokoju, dotykałam zabawek i książek, licząc, że coś mi się przypomni. Na razie jednak moja pamięć pozostawała pusta.
Miałam nadzieję, że policja i lekarze pomogą mi odkryć prawdę o mojej przeszłości. Ale przede wszystkim, cieszyłam się, że żyję i odnalazłam rodzinę. Choć wciąż nie wiedziałam dokładnie – kim tak naprawdę jestem i co mnie spotkało. Liczyłam, że kiedyś uda mi się poznać całą prawdę.
Nadesłała Amelia z Wrocławia
Zobacz także: